ŚWIAT ZA SZKŁEM
Gatunek: opowiadanie, miniaturka, Taemin POV
***
Patrzę.
Pierwsze
promienie słońca zaczynają złocić świat za oknem. Padają na
małe drobinki kurzu wirujące radośnie w powietrzu nade mną.
Śledzę wzrokiem ich niespieszną podróż. Wyciągam dłoń, chcąc
mieć jakiś udział w tym święcie światła i ruchu. I one
przecież, te małe okruszki materii, mają jakąś rolę do
odegrania. Mały, czarowny spektakl tańca w przestworzach mojego
pokoju.
Oddycham.
Do płuc
napływa życiodajne powietrze. Zastanawiam sie ileż takich oddechów
już w życiu nabrałem, ile takowych odlicza wciąż mój czas na
tym świecie. Zachłystuję się narodzinami nowego brzasku. Pachnie
nieśmiałością, energią i możliwościami. Po policzku spływa
łza wzruszenia. Kolejna rubryka do skreślenia w kalendarzu, kolejna
biała kartka życia do zapisania.
Czuję.
Badam
opuszkami palców fakturę pościeli. Kształtne zagięcia bieli i
przepastne fałdy barwnych kwiatów. Jakże wdzięczny jestem za
każdą porcję doznań, bycia, odczuwania. Ileż nowych rzeczy się
dziś nauczę, ile nowych wyzwań mnie czeka. Kto wie, ile pytań
zrodzi się w mojej głowie, a na ile, z tych już zadanych sobie w
mroku nocy, znajdę odpowiedź?
Słucham.
Przez
uchyloną kwaterę okna napływają do mych uszu odgłosy budzącego
się dnia. Śpiew ptaków, odległy dźwięk kosiarki do trawy,
przejeżdżający samochód, czyjś głos wołający innego
człowieka. Świat się obudził, ruszył do biegu i nie spocznie
póki zachodzące słońce nie wyznaczy kolejnej małej mety na jego
drodze. Przyłoży wtedy głowę do poduszki z obłoków i ludzkich
marzeń, by znów powstać wyznaczając rytm wszechświata.
Otwieram
usta.
Nie wydobywa
się z nich żaden dźwięk, więc odchrząkuję powolność nocy i
niezdarność zaspanego ciała i ponawiam próbę. Tak, próbuję.
Podobnie, jak próbuję każdego ranka przejść wzniesienia życia -
miarowo, pewnie, bez upadków. Tym razem udaje mi się usłyszeć
swój głos. Układa się w cichą melodię, którą nucę uparcie,
urzeczony faktem, że nigdy wcześniej jej nie słyszałem.
Chłonę
świat.
Zsuwam blade
stopy z łóżka i podchodzę do źródła światłości, przytulam
czoło do chłodnej, przezroczystej tafli okna. Ruch, życie, barwy,
odgłosy i odczucia. Wszystko to jest tuż przede mną, a jednak nie
mogę tego dotknąć. Jestem świadomy każdego drobnego detalu
istnienia, piętna jakie wypala na mnie i innych wokół, jego
niezaprzeczalnego znaczenia, i to nawet bardziej niż sam ów ważny
detal przypuszcza. On ma za zadanie istnieć, więc wypełnia swą
powinność. Ludzie mijają go codziennie, ma przecież działać i
tego od niego oczekują. Nie przystają nad nim, nie zastanawiają
się wcale jak to się odbywa. Ja myślę o tym codziennie,
dostrzegam wciąż nowe funkcje i prawidłowości jego istoty.
Znajduję
przystań.
Wciąż
patrzę na świat przez ogromną taflę szkła. Widzę i odczuwam
wszystko i wszystkich wokół, podczas gdy niewielu tak naprawdę
dostrzega moją cichą postać. Dziwne uczucie, gdy spostrzegam tak
wiele, a sam pozostaję w cieniu. Zazwyczaj niezrozumiany. Ale o
dziwo, już mi to nie przeszkadza. Pojmuję co czują inni, wiem co
nimi kieruje, wyczuwam dlaczego płaczą lub czemu ich twarze
rozjaśniają uśmiechy. A jednak dobrze mi tutaj, w mojej spokojnej
inności. Tu jestem sobą, jestem bezpieczny... Jestem szczęśliwy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz