wtorek, 9 lutego 2016


WOLNOŚĆ




Pairing: JongTae
Gatunek: angst, Taemin POV, miniaturka





“I’ve been denying this feeling of hoplessness in me
All the promises I made
Just to let you down
You believed in me, but I’m broken

I have nothing left
And all I feel is this cruel wanting

Take it all away
Shadows of you
Cause they won’t let me go
Until I have nothing left
And all I feel is this cruel wanting

We’ve been falling for all this time
And now I’m lost in paradise
Alone.. and lost in paradise”


***


Przed oczyma miałem tylko biel sufitu zakłóconą lepką szarością dnia, która sączyła się mgliście do pokoju. Leżąc w niedbałej pozycji na miękkim łóżku i czując pod palcami materiał pościeli pachnącej niegdyś tobą, patrzyłem nieruchomo przed siebie, gdyż ów sufit nade mną zdawał się być zaledwie czystym płótnem, ekranem, na którym moja wyobraźnia odtwarzała w kółko ten sam film. Po raz kolejny, jak zdarzało mi się często w okresie ostatnich tygodni, utknąłem w pułapce własnej melancholii. Znowu popadłem w ów zamknięty krąg obłąkańczych niemal starań, by zapomnieć, a jednocześnie nigdy nie uronić nawet najmniejszego szczegółu. Pochłonęło mnie wyszukiwanie kolejnych bardziej i mniej znaczących wspomnień, otwieranie kolejnych szuflad w zakamarkach mojego umysłu z obrazami, na których zaklęte były skradzione chwile spędzone z tobą. To było przedziwne doświadczenie, kłębiące moje emocje w jednym wielkim tyglu udręczenia i tęsknoty. Na przemian raziło mnie ono słodyczą, gdy pamięć podsuwała mi zarys twej twarzy czy półuśmiechu błąkającego się w kącikach zmysłowo wykrojonych warg, by po chwili zabrać brutalnie rozpływającą się wizję i tym samym z całą mocą przypomnieć mi, że cię straciłem. Wiedziałem, że oszukuję samego siebie, jednakże karmienie się ułudą było moją specjalnością, od dnia w którym moich uszu dobiegł tamten znamienny huk zamykanych drzwi, złowrogi niczym ciężkie uderzenie serca dzwonu zwiastujące zaspanemu miastu nieszczęście w słoneczny poranek. Wciąż dudnią mi w zbolałej głowie twoje oddalające się kroki. Ich gasnące echo zabrało ze sobą sens mego istnienia. 

Od tamtej pory starałem się mimowolnie zatrzymać w pamięci każdy najdrobniejszy szczegół z tobą związany, bojąc się utracić choćby jedno zapamiętane spojrzenie, jeden promienny uśmiech czy drobny gest. Te okruchy szczęścia, które tuliłem do piersi, były najcenniejszym dobrem, jakie udało mi się w życiu uchwycić. Tym droższe się zdawały, im bardziej docierała do mojego zastygłego ja świadomość, że to już wszystko… na więcej nie mogę liczyć. Drugiej szansy nie będzie, a to.. A TY byłeś mi dany tylko na krótką, niczym mrugnięcie powieki, kruchą drobinkę czasu. 

Nie zatrzymałem cię. Pozwoliłem jasności przelać się przez zdrętwiałe palce, niczym piasek przesypujący się w klepsydrze ludzkich losów, odmierzającej ilość uderzeń serca danych nam na tym świecie. Patrzyłem bezradnie jak ostatnie świetliste ziarenko spada delikatnie na spotkanie poprzedników, jak zaledwie muska miękko tę iskrzącą powierzchnię, a jednak wypełnia moje uszy zaskakująco głośnym tąpnięciem. Nie miałem nawet odwagi zadrżeć na ten przenikliwy dźwięk. Po prostu patrzyłem osowiały i nie uczyniłem nic, dałem dojść do głosu zadufaniu w sobie i mej upartej naturze, choć doskonale zdawałem sobie sprawę, że tym razem nie zechcesz już do mnie wrócić. 

Teraz pozostała tylko ta ciążąca mi cisza i szarość dni, kiedy niestrudzenie walczyłem z samym sobą o każde wspomnienie, wydzierając je niepamięci i zachłannej nicości. Każdą taką przezroczystą cząstkę ciebie tuliłem do policzka, każdą scenę starałem się wypalić żywym ogniem w sobie, odtwarzając ją wciąż i wciąż na nowo na wewnętrznej powierzchni zaciśniętych powiek. Udręczony po całonocnej bitwie na polu mizernych cieni dawnej szczęśliwości, zasypiałem dopiero nad ranem, lub wcale, by po raz kolejny odemknąć piekące powieki i ujrzeć całokształt mych błędów. Beznadziejność sytuacji uderzała patosem. 

Byłeś tu, wydaje się, że zaledwie wczoraj siedziałeś w fotelu pod oknem w wytartych jeansach z gitarą na kolanach. Jeśli bardzo wytężę skołowany umysł potrafię usłyszeć jeszcze nikłe echo twojego szczerego śmiechu. Jeśli skupię się dostatecznie mocno, mogę wciąż poczuć smak pieczęci, jaką twoje wargi zwykły wypalać na moich pomiędzy jednym a drugim migotliwym spojrzeniem mądrych, ciepłych oczu. Zatapiałeś piękne palce w pasmach moich niesfornych długich włosów, by szeptać delikatne słowa przeplatające się ze sobą nawzajem rymem twych kompozycji. Odmieniłeś mnie, odcisnąłeś na mnie swoje piętno. Niczym niepozorna i łagodna na pierwszy rzut oka w swej naturze, a jednak potrafiąca drążyć skałę na przestrzeni długich lat woda, zmieniłeś kierunek, w którym podążałem bez celu w dławiącej samotności. Nie poznawałem już siebie, nie wiedziałem gdzie się podziała trawiąca mnie przez lata pycha i złudna pewność siebie, ale byłem pewien jednego: teraźniejszy kształt mnie był twoim dziełem. Niepostrzeżenie sprawiłeś swym niezwykłym usposobieniem, że nie potrzebowałem już zakładać żadnej maski. Patrząc teraz w lustro dostrzegałem trudne do zdefiniowania zmiany, z całą mocą uświadamiając sobie, że nie patrzy na mnie już ta sama skwaszona postać, której oblicze zwykło witać się ze mną poprzez zimną, błyszczącą taflę szkła, a której nie potrafiłem darzyć nawet odrobiną sympatii. To twoje ciepło, niestrudzona cierpliwość z jaką, tak, teraz to wiem, spoglądałeś na mnie każdego wspólnie spędzonego dnia ocaliły to, co było we mnie dobre.

I pomyśleć, że zwykłem zakładać w swej jakże pokaźnych rozmiarów naiwności, że to ja mam władzę nad tobą… Łudziłem się w swym chorym poczuciu wyższości, że nic nie może sprawić, by dotknęło mnie znamię tęsknoty za drugą osobą na świecie przepełnionym bezimiennym tłumem obojętnych mi twarzy. Wykorzystując element zaskoczenia rozbłysnąłeś tysiącem barw, oślepiając mnie, by następnie namalować przed moimi oczyma rzeczywistość w zupełnie innej postaci. Nauczyłeś mnie kochać, nucąc swym przepięknym głosem kołysanki niewdzięcznemu sercu głupca, które biło w mej piersi. Dziś to samo serce tłucze się o pręty klatki, niczym dziki ptak na uwięzi, pragnący za wszelką cenę wyrwać się do bezpowrotnie utraconej wolności. 

Jakże późno zrozumiałem, że moją wolnością byłeś ty…

***


Mój pierwszy tekst. Te trzy słowa najlepiej opisują to opowiadanie, bo tak naprawdę jest pierwszy od bardzooo długiego czasu, nie mówiąc już o tym, że pierwszy na tym blogu. Na dodatek naprawdę pierwszy w tematyce k-popów…
Wizja smutnego Taemina naszła mnie, kiedy sama gapiłam się w sufit, a pogoda była oględnie mówiąc, mało optymistyczna xD Aura rzuciła we mnie bezwzględnie natchnieniem na Evanescence, a potem sprawy potoczyły się tak, jak można przeczytać w tekście powyżej xD Teraz, gdy go wrzuciłam widzę jaki jest malusieńki... Ale ciii, dla mnie to kamień milowy :3
Tak naprawdę, to nie wiem, czy rzeczywiście cokolwiek bym ruszyła, gdyby nie Shizuka i jej dobre matczyne rady. Arigato dobra kobieto, za to, że wysłuchujesz cierpliwie mojego marudzenia ❤
Tala, dziękuję za rady sypane z rękawa i bogate materiały na różnorakie motta xDD Tak, wiem już dzięki Tobie, że można mieć wiele MOTT :D Dziękuję za nasze spotkania, dzieki którym nie myślę tyle o tych mniej radosnych aspektach rzeczywistości. PS. Zdołowałam Cię tym angstem, kiedy mianowałam Cię mym pierwszym krytykiem, wybacz ❤



4 komentarze:

  1. Jestem~!
    Na początku muszę zaznaczyć, że serio ostatnimi czasy bardzo rzadko miewam do czynienia z komentowaniem, więc przypuszczam, że wyszłam z wprawy, i zostawię Ci tu jeden wielki, aspirujący na humanistyczny bełkot. Ale nie uprzedzajmy faktów, postaram się jakoś zapanować nad klawiaturą :D
    Zacznę od tego, że Twój wybuch przerażenia/feelsów/szoku/bełkotu na temat powiązania naszych pomysłów serio mnie zaintrygował i zaczęłam się zastanawiać, co też takiego siedzi w Twojej głowie, cóż za tekst z tego powstał. Ale nie myliłaś się, faktycznie wyraźnie czuć podobieństwo, zupełnie jakby tamta chłodna noc samotnych serc już się skończyła, robiąc miejsce dla szarego świtu. Tyle, że tym razem jest mi dane spojrzeć do innej zionącej pustką i ciszą sypialni, gdzieś po drugiej stronie miasta, gdzieś za siatką ulic i mnogością budynków.
    Przypuszczam, że dobrze wiesz, za co tak wielką miłością pałam do miniaturek. Są niczym małe obrazki, ustawione na sztalugach płócienka niewielkich rozmiarów, które można zamalować kilkoma zaledwie pociągnięciami pędzla, jednocześnie uzyskując efektowne dzieło. Dlatego tak niesamowicie ważny jest sposób, w jaki się ów obraz maluje. Można nieco poszaleć z farbami i technikami ich nakładania, i dzieki temu oddać niewiele treści (nie chodzi mi tutaj o wadę, tylko o brak rozbudowanej fabuły, mam nadzieję, że rozumiesz x.x) w przykuwający spojrzenie, rozbudzający wyobraźnię sposób. I to właśnie tutaj zrobiłaś. Cała fabuła ogranicza się do Taemina leżącego w łóżku i tonącego w swojej tęsknocie. Godny podziwu jest jednak sposób, w jaki opisujesz jego uczucia, dobierając całą gamę porównań, epitetów, dbając o plastyczność opisów, sprawiając, że widzę to, co widzi Taemin.
    A co widzi Taemin? Namalowałaś obraz jego obecnego życia w bardzo przygnębiających barwach. Przybrałaś tę drobną, leżącą w łóżku sylwetkę w ciężkie szarości, w nostalgię, w różnorakie kolory smutku. Taemin leży, wpatruje się w sufit, który (super porównanie <3) przypomina raczej ekran, na którym wyświetlane są jego wspomnienia. Taemin leży, rozmyśla, rozpamiętuje, a ja żywo i wyraźnie widzę jego wspomnienia, słyszę wywołujący dreszcz na plecach huk zamykanych drzwi. A ponad tym wszytkim unosi się duch ostateczności, bolesna świadomość, że wspominane chwile nie wrócą, gorzkie rozczarowanie samym sobą.
    "Pozwoliłem jasności przelać się przez zdrętwiałe palce, niczym piasek przesypujący się w klepsydrze ludzkich losów (...)" - kocham ten cytat, w zasadzie cały ten akapit. Sam motyw piasku jakoś szczególnie do mnie trafia, no i jakaś taka hm, nieuchronność wobec losu? Szczęśliwe chwile mijają, ziarenko po ziarenku, i jeśli nie zrobimy czegoś, żeby je zatrzymać, żeby się o nie zatroszczyć, żeby je pielęgnować, to one wymskną nam się z rąk. Tak właśnie stało się w przypadku Taemina, co uświadomił sobie kiedy było już stanowczo za późno.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To kolejny element, który tutaj cenię. Mimo że to tylko krótka miniaturka, udało Ci się gdzieś między słowami przemycić zarys charakterów Twoich bohaterów. Dzięki tym jasnym uśmiechom i mądrym oczom, które obecnie nie dają Lee spokoju, wracając jako widmo przeszłości, widzę Jonghyuna jako ciepłego, kochającego człowieka, zapełniającego śmiechem obecnie pustą przestrzeń, przygrywającego ukochanemu do snu na gitarze. Zaznaczasz tu też wyraźny wpływ charakteru Jonghyna na sposób bycia Taemina. Jakby część tego blasku, który bił od Kima w jakiś sposób pozwoliła młodszemu się odnaleźć, wyjść z mroku, nauczyć się pokory. To przyrównanie Jonghyuna do wody drążącej skałę szalenie do mnie trafiło. A mimo zbawiennych działań tej niestrudzenie kapiącej, wpływającej na młodszego wody, on pozostał zbyt uparty, zbyt naiwny. Ślepy.
      W angstach zawsze najbardziej poruszają mnie wspominane przez bohaterów, szczęśliwe chwile, które jednak przedstawione są przez pryzmat obecnego żalu i smutku. To opowiadanie nie jest wyjątkiem w tej kwestii. Dźwięk śmiechu Jonghyuna w uszach Taemina trafia mnie prosto w serce. Bolesny jest też fakt, że Lee żeby zrozumieć, jak wiele miał, musiał najpierw to wszystko stracić. Docienił wszystko, kiedy było już za późno. I na cóż mu teraz ta nowo nabyta mądrość? Jest tylko kolejnym ziarnkiem smutku, ciążącego na jego sercu.
      "Nauczyłeś mnie kochać, nucąc swym przepięknym głosem kołysanki niewdzięcznemu sercu głupca, które biło w mej piersi." - kolejny ukochany cytat, jest taki piękny, a jednocześnie tak dobrze obrazuje tę sytuację ;---; No i finalne zdania, idealnie podsumowujące całe opowiadanie i wyjasniające tytuł, który nagle przybiera porażająco wręcz tęsknego wyrazu. Przyrównanie serca do ptaka to naprawdę piękny motyw... serce Taemina to dziki ptak, który zwykł żyć po swojemu, nie licząc sie z nikim i z niczym... dopiero odejście Jonghyuna przykuło go do ziemi, odbierając możliwość swobodnego lotu. Odchodząc, zabrał ze sobą istotę wolności, której Taemin tak pragnął.
      Czuję, że mogłabym na ten temat napisać znacznie więcej, ale chyba za bardzo padam, żeby zapuszczać się głębiej w analizę tekstu, bo nie chcę żeby wyszedł z tego bełkot zaspanej Shizu xD Jeszcze raz Ci powiem, że szalenie się cieszę z Twojego aktu niewątpliwej odwagi, którym jest ponowne rozpoczęcie przygody z pisaniem~! (po głowie tłuką mi się słowa "Powodzenia na nowej drodze życia" które okazują się być szalenie adekwatne na poczatku pisarskiej drogi xDDD) Pałam dumą i nie skrywam satysfakcji, PONOWNIE JARAM SIĘ UMIESZCZENIEM MNIE W PODZIĘKOWANIACH <3
      Niech kapryśna przyjaciółka wena Ci sprzyja, hwaiting~!
      Shizu <3

      Usuń
  2. Dobry wieczór~!
    Postanowiłam skomentować to opowiadanie już dawno temu, jak pierwszy raz przeczytałam, ale wtedy nie miałam czasu, a później był cb Taemina i nie umiałam żyć i tak jakoś wyszło, że znalazłam się tu znowu dopiero dzisiaj. Zapomniałam, naprawdę zapomniałam, że to jest takie genialne i czytanie zabolało mnie bardzo, bardzo mocno x.x
    „Przed oczyma miałem tylko biel sufitu zakłóconą lepką szarością dnia, która sączyła się mgliście do pokoju.” – już pierwsze słowa przypomniały mi j, co ja zamierzam znowu czytać i uświadomiły, że bez złamanego (znowu) serca się nie obejdzie. Twoje słowa dość wyraźnie namalowały mi w głowie obraz, tego, co napisałaś. Taemin leży na wymiętej pościeli, ma podkrążone oczy, cała jego twarz jest taka szara. Wygląda jakby był chory. Wpatruje się takimi niewidzącym wzrokiem w sufit nad sobą. Widać, że myślami jest gdzieś daleko.
    Zastanawia mnie ta szarość dnia. Czy to jesień? Czy może tylko dla Taemina ten dzień jest szary? Tae tonie w swojej melancholii, przypominając sobie kolejne szczęśliwe chwile, które już nie wrócą. Chciałby zapomnieć, ale jednocześnie przeraża go strata nawet najmniejszego szczegółu. Przeszukuje swoją pamięć w poszukiwaniu nawet mało znaczących wspomnień, w których przewija się Jonghyun. „Na przemian raziło mnie ono słodyczą, gdy pamięć podsuwała mi zarys twej twarzy czy półuśmiechu błąkającego się w kącikach zmysłowo wykrojonych warg, by po chwili zabrać brutalnie rozpływającą się wizję i tym samym z całą mocą przypomnieć mi, że cię straciłem.” Szkoda mi twojego Tae ;-; Żyje (jeśli tak można powiedzieć o stanie, w jakim się teraz znajduje) wspomnieniami, pięknymi i słodkimi, ale to tylko przeszłość i gdy to do niego dociera rozsypuje się na kawałki. Ale dalej wspomina. Naprawdę mi go szkoda. Tym bardziej, że wini siebie (i to raczej nie bez powodu) za odejście Jonghyuna.
    Omg, ta część o klepsydrze jest chyba moją ulubioną. W klepsydrze ludzkich losów to, co było między nimi, jest pewnie tylko kilkoma ziarenkami przesypanego piasku i po odejściu Jonghyuna piasek sypie się dalej, ale dla Tae był to koniec, ostatnie świetliste ziarenko spadło razem z trzaskającymi drzwiami, a on nawet nie zadrżał na ten dziwię, patrzył tylko przed siebie, przegrywając ze swoją naturą.
    „Teraz pozostała tylko ta ciążąca mi cisza i szarość dni…” Jakby ktoś okrył Taemina dźwiękoszczelnym, wytłumiającym wszystko, szarym materiałem. Zamknął go sam na sam z jego wspomnieniami, które próbował wypalić sobie w pamięci, sprawić, że nigdy nie uciekną. Widzi Jonghyuna siedzącego na fotelu, słyszy jego śmiech, czuje dotyk. W tej bańce (?) szarości i ciszy Tae uświadamia sobie, że Kim go zmienił, że sprawił, że stał się sobą, że nie musiał już zakładać masek, że nawet zaczął lubić swoje odbicie. Zrozumiał, że ciepło, którym obdarzał go starszy, uratowało to, co było w nim dobre, ukształtowało to. Dotarło do niego, że jego władza nad starszym była tylko złudzeniem, że tak naprawdę to on miał władzę. „Dziś to samo serce tłucze się o pręty klatki, niczym dziki ptak na uwięzi, pragnący za wszelką cenę wyrwać się do bezpowrotnie utraconej wolności. Jakże późno zrozumiałem, że moją wolnością byłeś ty…” Te ostatnie zdania naprawdę mocno we mnie trafiły, rozsypały mnie odrobinę. Wolność, której Taemin pragnął łudząc się, że nie przywiąże się, że nie będzie tęsknił, uciekła właśnie prze te złudzenie ;_____________; ta świadomość naprawdę mocno zabolała x.x.x.x

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podoba mi się język w tym opowiadaniu, mam wrażenie, że każde słowo było specjalnie wybrane, nie wyobrażam sobie, że miałby je zastąpić jakieś inne. Naprawdę są tak idealnie dobrane. Bardzo dobrze pokazują to, co chciałaś przekazać, przynajmniej, co wydaje mi się, że chciałaś. Mimo że to tylko miniaturka, więc tekst raczej krótki, mam wrażenie, że znam twoich bohaterów i chyba się do nich nawet trochę przywiązałam (to mi się w miniaturkach bardzo rzadko zdarza).
      Mam nadzieję, że to nie jest tylko bełkot i ma choć trochę sensu. Naprawdę bardzo, bardzo, bardzo mi się podoba, chyba pokochałam ;-; Mam nadzieję na więcej takich. Planuję skomentować też resztę, ale nie wiem, kiedy, bo moje komentowanie ostatnio dość mocno kuleje, ale ogarnę powoli i na pewno wrócę po więcej.
      Hwaiting!
      Yume~

      Usuń